Strona główna
AKT Kroki » Archiwum

Klub Włóczęgów Wileńskich i AKT "Kroki"

Logo KWW, powiększ (9k) Od 1984-5r. zaczytywałem się w "Czerwonym Sztandarze" - jedynym polskojęzycznym dzienniku wydawanym w ówczesnym ZSRR, dostępnym w każdym EMPIKU. Jakiś czas wcześniej odkryłem, że na wschód od Bugu mieszka cały czas mnóstwo Polaków, o których w oficjalnym PRL jakoś nie wspominano. W samej Litewskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej blisko 300 tysięcy w zwartym skupisku wokó ł Wilna i w samym mieście. Między kolumnami sprawozdań z poszczególnych zjazdów i narad Kompartii, przedrukami przemówień I Sekretarzy, można było jednak znaleźć garść informacji jak się tam ma polskie szkolnictwo, kultura, jak się żyje ludziom. Dziwnie się tylko na mnie ludzie w tramwaju patrzyli, gdy rozkłada łem gazetę, a tytuł miała większy niż "Trybyna Ludu". W "Czerwonym Sztandarze" był też korespondencyjny kącik przyjaciół. Pierwsze pocztówki - bodajże z gór Vihorlatu - do Ingi Guniewicz z Wilna i Haliny Gołubowskiej z Rudaminy wysłałem z mojego pierwszego z "Krokami" obozu wędrownego prowadzonego na Słowacji przez "Kitka" - Witolda Kulasa. Potem zasypywaliśmy się z dziewczynami listami.
Dorotka Jacewicz (obecnie Bednarek, Kanada, jedna z 3 ślicznych klubowych "Panien Łobzianek") miała z kolei licznie rozgałęzioną na Wileńszczyźnie rodzinę. Czuliśmy podobnie. Postanowiliśmy więc coś razem zrobić.
W 1988r. po raz pierwszy w historii do Polski przyjechało na studia 17 wileńskich maturzystów. Do Szczecina na pedagogikę przybyły 2 dziewczyny z Podwarańców pod Wilnem - Lidia i Alicja Niemyćko (imion nie jestem niestety już pewien). Dorotka, też z pedagogiki i akademika, roztoczyła nad nimi opiekę. Zabraliśmy je na Rajd Górski "Gronie" w Beskid Wysoki i Żywiecki. Na Boże Narodzenie powiozły do domu list i parę kilo klubowych plakatów, ulotek i śpiewników, obiecując znaleźć studentów - Polaków, z którymi można by było nawiązać współpracę. W lutym 1989 r. zaczęły krążyć listy. W planach było: my do nich na rowery, oni do nas w góry lub na wyżynę krakowsko - częstochowską. Ciężko było jednak znaleźć właściwych ludzi. Wilniucy zawiedli nie dosyłając nam na czas zaproszeń. W końcu na Wileńszczyznę pojechały zamiast klasycznego obozu rowerowego tylko 2 osoby - ja i Dorotka. Na Litwie wybuchło odrodzenie narodowe, ogarniające niemal wszystkie zamieszkujące tam nacje. Namawialiśmy kogo się dało do stworzenia czegoś na kształt "Kroków". Zaszliśmy do kawiarni "Spektrum", gdzie gromadziła się młodzież. Byliśmy w Wileńskim Instytucie Inżynierów Budownictwa. Wilniukom z którymi od zimy korespondowaliśmy chyba zrobiło się gł upio, że nic nie wyszło, w dodatku molestowaliśmy ich telefonami, tak, że Tadek zwołał kilku swoich kolegów. Lokalu na spotkanie użyczyła nam przy ul. Ukmerges 198/2 Inga Guniewicz. Dali nam nareszcie zaproszenia do przyjazdu do ZSRR. Mam je do dziś.
rysunek Wilna I wtedy objawił się niezwykły Michał Kleczkowski (późniejszy I prezes KKW, wtedy student Wileńskiego Instytutu Inżynierów Budownictwa) z zasiedziałej na Wileńszczyźnie szlachty. Mówił niezwykle śpiewnie. Jakoś z pierwszego kontaktu przypadliśmy sobie do serca, szczerze gadając o sprawach ważnych i błahych. Jadąc na Wileńszczyznę nie myślałem, że nabędę Brata. Włócząc się z nim po Wilnie długie prowadziliśmy rozmowy. Co to i po co AKT, czemu lepiej spotykać się we wtorki niż w czwartki, jaki winien być współczynnik l na wyjazdach (*1), jak tępić palaczy, czy pić, a jeżeli tak, to ile, jak by tu może uaktualnić przedwojenny przewodnik po Wilnie Juliusza Kłosa. Nie było wówczas na Litwie żadnej podobnej AKT organizacji skupiającej młodzież polską. Michał zarzekł się, że za rok nam się uda, przejął sprawy w swoje ręce i zmienił bieg historii.
Tego lata Wilenka Ela Ostrowska wyruszyła ze mną na króciutki rajd do Brasławia na Białorusi. Jej koleżanka - rodowita Litwinka pełna była zdumienia, że zamiast towarów na handel taszczymy kserokopie przedwojennego przewodnika po Wileńszczyźnie znalezionego w dwóch kawałkach w Warszawie i Poznaniu oraz rower.
Jesienią powróciliśmy do Wilna samoczwart (Marek Leda, Basia , Darek Bober i ja), ze slajdami, gitarą i znów opowieściami, na dobre zakochując się w tym mieście i gościnności mamy Michała. Na slajdowisko w polskiej szkole (nr 11 czy 5?), przyszło widzów co kot napłakał. Zapalony litewski redaktor koniecznie chciał przeprowadzić wywiad z członkiem NZS (wtedy świeżo zalegalizowane Niezależne Zrzeszenie Studentów). Nie bardzo jednak był usatysfakcjonowany, bo więcej nasłuchał się o wyprawach, Mikołajkach, piosenkach niż o politycznej dzia łalności. Przyszła tez niesamowita dziennikarka z "Czerwonego Sztandaru" - Leokadia Komaiszko i ona - podobnie jak Michał, poczuła turystycznego bluesa. Na wyprawie poznasz w sposób prosty i prawdziwy kto jest kim, na kogo liczyć możesz, na kogo mniej. Poznasz smak podejmowania decyzji i radzenia sobie w ró żnych okolicznościach. Wspólne jedzenie, namiot, spanie. Blask ogniska i dym wyciskający łzy. Jeśli tylko chcesz zbliżysz się do dziejów minionych, przyrody, tego czym żyją teraz ludzie. Jak rzucił Aleksander Janowski (*2) - "...poznasz swój kraj, by tym owocniej dla niego pracować...". Dotykając ruin zamku w Ogrodzieńcu, czy stojąc pod krzyżem na Przełęczy Legionów w Gorganach, gdzie spod darni łuski 1914 roku wystają, inaczej na wszystko spojrzeć możesz. Turystyka to chyba najprostsza metoda na zgranie paczki ludzi. Mówienie po polsku bez rusycyzmów, co nie każdemu przychodziło wtedy w Wilnie łatwo. Spotykanie się i robienie tysięcy rzeczy zupełnie luźno związanych z turystyką. Taki sposób na odradzanie polskości. Jakby to teraz nie brzmiało górnolotnie, tak wtedy myśleliśmy i czuliśmy.
okładka ksišżki o KWW Po poslajdowym ogłoszeniu w "Czerwonym Sztandarze" zaczęli się skupiać przy Michale późniejsi współzałożyciele KWW. Mimo, że na obóz sylwestrowy 1989/1990 w schronisku "Pod Łabskim Szczytem" w Karkonoszach mimo zaproszeń dla dziesiątki przyjechali z Wilna tylko Michał Kleczkowski i Ela Ostrowska, to już 13 lutego 1990 roku wspólnie z 2 dziewczynami (Krystyna Stankiewicz) i 5 chłopakami (Artur Ludkowski, Ryszard Skórko, Mirek Chwojnicki, Krzysztof Szejnicki (3*) założyli w Wilnie Młodzieżowy Klub Turystyczny "Włóczęgi". Nie Akademicki, gdyż jak stwierdził Michał Kleczkowski byłoby to zbytnie zawężenie środowiskowe. Chętnych do działania studentów nie było w Wilnie - podobnie jak i u nas - wcale dużo. O przedwojennych "Włóczęgach" pisano piąte przez dziesiąte jeszcze chyba w "Czerwonym Sztandarze". Że jakiś taki klub istniał, wiedzieliśmy - stąd nawiązanie do nazwy. Lecz czy pies czy wydra, nic nie było wiadomo. Bardziej kojarzyliśmy go z harcerzami i wileńską "Czarną 13". Nawet nie była nam wówczas znana nazwa Klub Włóczęgów Wileńskich.
Klubowicze zaczęli urządzać wycieczki w okolice Wilna, zataczając coraz większe kręgi. Upodobali sobie zwłaszcza kajaki, dla których Wileńszczyzna jest wymarzona. Nieocenioną pomocą w kombinowaniu sprzętu i doradztwie służył im wujek Mirka - pan Chwojnicki (niesamowity turysta, kajakarz, góral, zginął na Biełusze w Ałtaju). Kontynuowano zbieranie danych do uaktualnienia przedwojennego przewodnika po Wilnie Juliusza Kłosa. Ludzi gromadziło się w klubie coraz więcej. Służyła temu dobra akcja propagandowa - artykuły w teraz już w "Kurierze Wileńskim" (ech, co za nazwa !, mówiliśmy).
Latem 1990 roku trzynastka ze Szczecina i trzynastka z Wilna kompletnie wymieszawszy się, pod wodzą Roberta Śledzińskiego, Marka Stefańskiego i Michała Kleczkowskiego przeszła z Krakowa do Częstochowy Szlakiem Orlich Gniazd. Z pewną nieśmiałością spotkaliśmy się na zamku Tęczyn w Rudnie. Rozstając się w Częstochowie byliśmy już przyjaciółmi. Wilniucy pokryli 1/3 kosztów obozu - resztę sfinansowali szczecinianie. Dla wielu Wilniuków była to pierwsza wyprawa do Polski. Po 2 tygodniach wspólnej wędrówki my zaczęliśmy zaciągać, a oni coraz rzadziej szastać rusycyzmami. Dowiedzieliśmy się od Władzika Dobrzyńskiego, że gdy szuka "trapeczki", to nic go nie trapi a potrzebna mu szmatka do sprzątania namiotu. "Wiróweczka" zaś nie służy do odwirowywania prania, tylko to sznurek do jego wieszania. Po szczęśliwym przejściu Pustyni Błędowskiej (nocleg w "oazie" Białej Przemszy) dziewczyny przybrały przydomki kwiatów i ptaków do znalezienia na Jurze (Dana Szyrwińska - "Pluszcz", Halina Tkaczenko - "Centuria", Jolanta Świetlikowska - "Ciekawa ptaszka Kulon"). Tego samego lata były jeszcze "Gorgany" na Ukrainie (kier. Darek Bober) i spływ Piławą (kier. Robert Śledziński). Jesienią 16 osób ze Szczecina przez 10 dni zwiedzało Wilno. W 1990 r. wyszedł szczecińsko - wileński numer "Odciska", a od marca 1991 r. ukazuje się początkowo trochę na nim wzorowane pismo KWW "Włóczęga", osiągające jako najwyższy nakład bodaj 2000 egzemplarzy.
Wkrótce klub przejął on nazwę i tradycje działającego w latach 1924-1939 Akademickiego Klubu Włóczęgów Wileńskich. Odezwał się bowiem mieszkający w Warszawie "Kilometr" - Wacław Korabiewicz, prezes KWW od 1924 r., zapalony kajakarz (popełnił słynne wyprawy, w tym "Kajakiem do minaretów" - z Polski do Indii). Za jego pośrednictwem odrodzony klub przejął przechowywaną w Akademickim Klubie Włóczęgów "Kajman" w Katowicach przedwojenną LAGĘ - dwumetrowy kij apostolski z przymocowanym doń "sznurem jedności" w kolorach wschodzącego i zachodzącego słońca, hymn - "Kurdesz", czarne berety z chwostami jako nakrycie głowy. Godłem klubu jest worek podróżny do przechowywania życiowo ważnych spraw i przedmiotów potrzebnych w czasie ziemskiej włóczęgi oraz laga podtrzymująca członków w ich poczynaniach. Do międzywojennego KWW między innymi należeli Czesław Miłosz "Jajo", Teodor Bujnicki "Amorek", Paweł Jasienica "Bachus". Czesław Miłosz cały niemal rozdział "Rodzinnej Europy" poświęcił przedwojennym Włóczęgom. KWW chętnie i mądrze przejęło tradycję, gdzie trzeba tw órczo ją przekształcając. Za prezesury Michała kładziono nacisk na niespożywanie alkoholu (przedwojennym napojem klubowym było mleko) i niepalenie.
Michał Kleczkowski mianowany został przez "Kilometra" Arcywłóczęgą, a wkrótce zyskał przydomek "Wyga". Kolejnymi prezesami klubu byli Marek Kubiak, Waldemar Szełkowski, Waldemar Wojnicz, Jarosław Złotkowski.
Dzięki KWW otworzył się przed AKT wschód. Wspólne wyprawy w góry Pamiro-Ałaju, Tien-Szanu, Sajany nad Bajkałem, ukraińskie Karpaty, spływy na Litwie, Biał orusi, Łotwie i w Karelii bez ich zaangażowania nie byłyby możliwe. Razem schodziliśmy góry Polski, Słowacji i Rumunii. Gościliśmy wielokroć w Wilnie - na rocznicach klubowych na cztery fajerki, zlotach turystycznych Polaków na Litwie. Oni z kolei przyjeżdżali na Sylwestra, Gronie, Prowizorę, Vinetę, moje urodziny. Dzięki nim mamy nasze składane kajaki. Dzięki nim z zapomnianej już u nas perspektywy mogliśmy spojrzeć na polskość i tradycję. Z różnym nasileniem współ praca trwa do dziś. Mocno podtrzymywana była w ostatnich latach przez jednego z kolejnych prezesów KWW - Waldemara Szełkowskiego "Jeżyka" i Artura Ludkowskiego z przepięknego Niemenczyna.
Dzisiejszy KWW jest chyba jedyną tego typu organizacją skupiającą polską mł odzież na terenie byłych krajów demoludu. Turystyka w wydaniu AKTowskim jest jedynie fragmentem różnorodnie prowadzonej działalności. Często samokształ ceniowej, o zacięciu teatralnym (wieczory poezji "Coś niecoś o miłości", fenomenalna rajdy śladami powieści Sienkiewiczowskich - np. "Lauda" - inscenizacja odbicia Oleńki, czy "Zbaraż", sukcesy na Toruńskich Akademickich Spotkaniach Młodzieży Akademickiej). Rokrocznie KWW zajmuje czołowe miejsca na Zlotach Turystycznych Polaków na Litwie. Organizuje seminaria dla liderów organizacji społecznych, rozjeżdża się po całym świecie na spotkania mniejszości narodowych (Szwecja, Szwajcaria, Węgry). KWW to miejsce, gdzie polska młodzież może się spotkać i zająć się wszystkim na co ma ochotę.
Historia zatoczyła zatem półkole pędząc po obwarzanku Polski: w 1906 r. - Akademicki Klub Turystyczny we Lwowie, w 1959 r. - Akademicki Klub Turystyczny w Szczecinie, w 1990 r. - Młodzieżowy Klub Turystyczny "Włóczęgi", a właściwie Klub Włóczęgów Wileńskich. Pomysł AKT udało się zaszczepić w Wilnie, gdyż trafiliśmy na wspaniałych ludzi i we właściwy czas. Bez wątpienia KWW jest obecnie najprężniejszą polską organizacją młodzieżową w byłym ZSRR. A do naszych kronik możemy wpisać, że nie przypadkowo spotkania ma we wtorki o godz. 19:00.

Ważniejsze wspólne wyprawy (liczba uczestników AKT/KWW):

1989 rowerowa Brasławszczyzna. Białoruś, (1/1)
sylwester w Karkonoszach, (~40/2)
1990 wędrówka po Jurze Krakowsko - Częstochowskiej
kier. Michał Kleczkowski, Marek Stefański, Robert Śledziński (13/13)
wędrowniak w Gorganach, Ukraina, kier. Darek Bober (~10/2)
spływ Piławą, kier. Robert Śledziński (8/2)
1991 wędrowniak w Gorganach, Ukraina, kier. Darek Bober (~10/2)
góry Fańskie w Pamiro-Ałaju w Tadżykistanie
kier. Mirek Chwojnicki (10/10)
spływ jeziorami Brasławskimi i Drujką na Białorusi
kier. Robert Śledziński (~10/10)
wędrówka Słowackim Rajem, Rudohoriem i Krasem
kier. Michał Kleczkowski, Robert Śledziński
1992 Góry Niebiańskie (Tien-Szan), Kazachstan - Kirgizja
kier. Mirek Chwojnicki, Waldemar "Niedźwiedź"
spływ Gaują na Łotwie, kier. Artur Ludkowski, Robert Śledziński (3/2)
1993 obóz narciarski w ukraińskich Karpatach, kier. Anna Mieczkowska (6/6)
1991 sylwester na Słowackim Podtatrzu zaszczycony obecnością Michała Kleczkowskiego (8/6)
1994 wędrówka po Tatrach Słowackich, Spiszu i Orawie, kier. Anna Mieczkowska
1995 Krym, kier. Robert Śledziński, Waldemar Szełkowski (7/7)
słowackie Tatry Wysokie, Niżne i Zachodnie, kier. Anna Mieczkowska (6/6)
1996 góry Fogarasz w Rumunii, kier. Robert Śledziński, Waldemar Szełkowski (16/6)
1997 spływ Ochtą na Karelii, Rosja, kier. Michał Parus, Waldemar Szełkowski (8/2)
1998 Spisz Słowacki,kier. Robert Śledziński, Waldemar Szełkowski, Artur Ludkowski (8/8)
1999 Sajany, Bajkał, Syberia, kier. Waldemar Szełkowski (1/3)
cdn.

(*1) - współczynnik l = stosunek liczby osobników do liczby osobniczek na wyjeździe, po przemnożeniu przez podawany w przewodnikach czas przejścia danej trasy pozwala na przybliżone określenie terminu dotarcia na nocleg
(*2) - Aleksander Janowski - założyciel w 1906 r. Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Z połączenia PTK i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego (1873 r.) powstało w 1950 r. PTTK.
(*3) - odnośnie składu założycielskiego KWW pewnie się mylę, podobnie z liczbą uczestników na wyprawach - wybaczcie, czas na złożenie artykułu do jubileuszowego "Odciska" strasznie mi się zawęził, tak że brakło mi go na telefony i solidne wertowanie archiwum.

Robert Śledziński "Śledź",
członek Klubu Włóczęgów Wileńskich.

© AKT „Kroki” Web Design Team             Grafika: Wojciech Kostecki